Obecnie starty rakiet odbywają się na tyle często, że nie wzbudzają już praktycznie żadnych emocji. Jedynie osoby, które interesują się tym tematem z większym lub mniejszym zainteresowaniem śledzą starty na bieżąco. Co jakiś czas jednak następuje wydarzenie, które przyciąga oczy całego świata, lub przynajmniej szerszego grona osób, tak jak to miało miejsce dwa tygodnie temu podczas startu rakiety Falcon Heavy. Tym razem wczorajszy start misji PAZ przeszedł bez większego rozgłosu.Szkoda, ponieważ oprócz wyniesienia docelowego ładunku, SpaceX testowało również mechanizm odzyskiwania owiewek.
Celem wczorajszego startu było wyniesienie hiszpańskiego satelity PAZ do obserwacji radarowych Ziemi, który trafił na orbitę heliosynchroniczną. Oprócz tego, ze względu na małą masę ładunku głównego, SpaceX zdecydowało się na wyniesienie swoich dwóch testowych satelitów MicroSat na niską orbitę okołoziemską (LEO). Docelowo znajdzie na niej się ponad 10000 tych urządzeń. Powstanie z nich ogromna konstelacja pozwalająca na dostarczenie szerokopasmowego internetu na całym świecie. Nagranie ze startu można zobaczyć na filmie poniżej:
Podczas tego startu użyty został pierwszy stopień rakiety, który startował już w sierpniu 2017 rok w misji FORMOSAT-5. Tym razem jednak nie było próby jego odzyskania, ponieważ prawdopodobnie SpaceX nie planuje wykorzystywać ponownie starszych egzemplarzy pierwszego stopnia.
Jednak zamiast tego odbyła się próba odzyskania owiewek używanych do osłonięcia ładunku podczas wynoszenia. Po przekroczeniu linii Kármána, czyli mniej więcej 100km, owiewki są odrzucane i kończą swój żywot na dnie oceanu. SpaceX jednak chce docelowo odzyskiwać 100% rakiety, która wynosi ładunek. Dlatego też po opanowaniu sztuki odzyskiwania pierwszego stopnia przyszedł czas na owiewki. Co się zaś tyczy drugiego stopnia, to Elon Musk w poprzednim roku zapowiedział, że w 2018 roku zostanie podjęta próba sprowadzenia na Ziemię drugiego stopnia rakiety. Zatem pozostaje uzbroić się w cierpliwość.
Wracając natomiast do owiewek to podczas wczorajszego startu udało się je odzyskać choć nie wszystko poszło zgodnie z planem. Zakładał on bowiem, że owiewki będą swobodnie opadać na spadochronie, natomiast silniczki sterujące wyhamują oraz skierują je na odpowiednio przygotowany statek. Na odpowiednio zmodyfikowanym statku, który został nazwany „Mr. Steven” została rozpięta wielka sieć, która miała je złapać. Niestety coś poszło nie tak i owiewki nie wylądowały na statku, ale kilkaset metrów obok. Jednak mimo to nie uległy one uszkodzeniu i udało się je odzyskać. Zarówno spadochron, jak i silniczki sterujące wyhamowały owiewki na tyle, że te spokojnie wylądowały na powierzchni wody. W przeciwnym wypadku uderzyły by w ocean z prędkością 8 razy większą od prędkości dźwięku.